Dodano: 0 0000
na podstawie swoich doświadczeń mogę powiedzieć, że najczęściej myszołowa będziemy oglądać z większej odległości (przynajmniej na początku), gdy tylko widoczny jest zarys sylwetki. Kiedy krąży trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na dwie cechy: krepą, nieco orlą sylwetkę z szerokimi skrzydłami i szerokim, dość krótkim ogonem.
Ta druga sprawa to lekko zadarte skrzydła , szczególnie przy lotkach pierwszorzędowych, palczasto rozłożonych (patrząc +/- od przodu). Ułożenie skrzydeł na małe „V” wyróżnia myszołowy od innych krajowych drapieżnych poza błotniakami i orłem przednim, który jest jednak za duży, żeby go pomylić z myszołowem. Z kolei błotniaki są bardziej wysmukłej budowy z dłuższymi, węższymi ogonami i smuklejszymi skrzydłami.
Kiedy zaś przyjrzymy się myszołowowi jeszcze wnikliwej, to pod stosunkowo jasnym spodem skrzydeł dostrzeżemy u większości myszaków ciemną pręgę rozciągającą się mniej więcej na całej długości skrzydeł przy przedniej krawędzi natarcia, są to tzw. "kontrasty" (tylna krawędź spływu tez jest ciemna, ale tylko u starych ptaków). W/g mnie w powietrzu kontrasty są podstawową cechą rozpoznawczą ! Przy mniejszej odległości i dobrym oświetleniu widać ciemne, drobne prążki pod spodem skrzydeł i sterówek.
Gdy myszołów usiądzie sobie na gałązce i mamy to szczęście podejść go bliżej, to standardowe upierzenie będzie wyglądało tak: głowę okrywa ciemnobrązowy „kaptur” rozciągający się również na szyję i część piersi tworząc ciemny "krawat". Pod nim zaś widnieje jaśniejsza "obroża" o kształcie zbliżonym do podkowy, czy litery "U". Brzuch jasny ( przy odpowiednim oświetleniu przebija się kolor żółtawy) w brązowe smugi. No i wreszcie najbliższy kontakt – to te demoniczne "brudnożółte", czy wręcz brązowe tęczówki , tak bardzo charakterystycznymi dla myszołowa (z odległości kilkudziesięciu metrów w szkłach lornetki 12x oko wydaje się po prostu ciemne lub czarne).
Myszołów ma skok żółty i nieopierzony, woskówkę również żółtą.
Ogólnie z praktyki mogę powiedzieć, że najpewniej rozpoznamy myszołowa, jak i chyba każdego innego drapieżnego ptaka, jeśli zgadzają się nam przynajmniej 2, 3 charakterystyczne cechy. A gdyby się jeszcze raczył odezwać tym swoim przeciągłym gwizdem, określanym w literaturze jako płaczliwe hijee, to już byłby komplet.
systematyka Rząd: szponiaste - Falconiformes
Podrząd: jastrzębiowce - Accipitires
Rodzina: jastrzębiowate - Accipitridae
wygląd na podstawie swoich doświadczeń mogę powiedzieć, że najczęściej myszołowa będziemy oglądać z większej odległości (przynajmniej na początku), gdy tylko widoczny jest zarys sylwetki. Kiedy krąży trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na dwie cechy: krepą, nieco orlą sylwetkę z szerokimi skrzydłami i szerokim, dość krótkim ogonem.
Ta druga sprawa to lekko zadarte skrzydła , szczególnie przy lotkach pierwszorzędowych, palczasto rozłożonych (patrząc +/- od przodu). Ułożenie skrzydeł na małe „V” wyróżnia myszołowy od innych krajowych drapieżnych poza błotniakami i orłem przednim, który jest jednak za duży, żeby go pomylić z myszołowem. Z kolei błotniaki są bardziej wysmukłej budowy z dłuższymi, węższymi ogonami i smuklejszymi skrzydłami.
Kiedy zaś przyjrzymy się myszołowowi jeszcze wnikliwej, to pod stosunkowo jasnym spodem skrzydeł dostrzeżemy u większości myszaków ciemną pręgę rozciągającą się mniej więcej na całej długości skrzydeł przy przedniej krawędzi natarcia, są to tzw. "kontrasty" (tylna krawędź spływu tez jest ciemna, ale tylko u starych ptaków). W/g mnie w powietrzu kontrasty są podstawową cechą rozpoznawczą ! Przy mniejszej odległości i dobrym oświetleniu widać ciemne, drobne prążki pod spodem skrzydeł i sterówek.
Gdy myszołów usiądzie sobie na gałązce i mamy to szczęście podejść go bliżej, to standardowe upierzenie będzie wyglądało tak: głowę okrywa ciemnobrązowy „kaptur” rozciągający się również na szyję i część piersi tworząc ciemny "krawat". Pod nim zaś widnieje jaśniejsza "obroża" o kształcie zbliżonym do podkowy, czy litery "U". Brzuch jasny ( przy odpowiednim oświetleniu przebija się kolor żółtawy) w brązowe smugi. No i wreszcie najbliższy kontakt – to te demoniczne "brudnożółte", czy wręcz brązowe tęczówki , tak bardzo charakterystycznymi dla myszołowa (z odległości kilkudziesięciu metrów w szkłach lornetki 12x oko wydaje się po prostu ciemne lub czarne).
Myszołów ma skok żółty i nieopierzony, woskówkę również żółtą.
Ogólnie z praktyki mogę powiedzieć, że najpewniej rozpoznamy myszołowa, jak i chyba każdego innego drapieżnego ptaka, jeśli zgadzają się nam przynajmniej 2, 3 charakterystyczne cechy. A gdyby się jeszcze raczył odezwać tym swoim przeciągłym gwizdem, określanym w literaturze jako płaczliwe hijee, to już byłby komplet.
występowanie na terenie całej Polski wszędzie pospolity (najliczniej na zachodzie i północnym zachodzie).
Spotykam go najczęsciej na polach uprawnych, nadrzecznych łąkach, sportowym lotnisku itp. Ogólnie na większych, otwartych przestrzeniach z zaroślami i drzewami oraz sąsiadujących z lasem. A także można go zobaczyć na śródleśnych uprawach i zrębach, ale to raczej w okresie lęgowym, gdzie w tych miejscach ma gniazdo.
pokarm przede wszystkim myszy i norniki, rzadziej szczury, chomiki krety, żaby , węże, padalce i owady, sporadycznie chore lub osłabione ptaki i ssaki do wielkości bażanta i królika ( Haber, Nunberg 1956).
Sposród gryzoni odławia w 90 % nornika zwyczajnego (Kowalski i Rzępała 1997)
Niektórzy leśnicy ostatnio narzekają, że wyrządza za duże szkody wśród królików czy zajęcy (przypisek autora).
Zimą chętnie poluje na osłabione kuropatwy, bo zaspakajają głód na dłużej od nornic (Konopka 2003).
gniazdo na drzewach liściastych i iglastych, w środkowej partii koron, przy pniu uwite z niezbyt grubych gałązek, usłane drobnymi gałązkami świerka czy sosny i suchymi trawami (Gotzman, Jabłoński).

[ z własnych obserwacji - Mariusz Tkacz

GNIAZDO 2003

Najpierw kilka słów o samym gnieździe: zbudowane z cienkich gałązek ma kształt nieco wydłużony, jajowaty, ale z dwoma równomiernie zaokrąglonymi końcami, długości ok. 1 metra i na ponad pół szerokie. Cała konstrukcja opiera się praktycznie na jednym grubszym konarze rozwidlonym na boki. Nad gniazdem jest jeszcze parę gałązek z igliwiem tworzących jakby baldachim chroniący przynajmniej częściowo przed słońcem i wiatrem. Zawieszone na sośnie przy pniu na wys. ok. 7-10 metrów nad ziemią tuż przy skraju lasu.
Pod koniec marca było jeszcze puste, w kwietniu już zajęte, choć nie znam dokładnego momentu zajęcia zniesienia. Ptaki zmieniały „warty” na gnieździe. Zmiennik pojawił się na prawym skraju gniazda. Drugi wygramolił się ze środka ustawiając się na lewym brzegu. Nagle dotychczas wysiadujący myszak dawał nura w las zlatując nisko, a jego kompan pakował się do środka zniesienia (za drugim razem zmiennik poczekał moment na wysiadującego na pobliskim konarze, raczej na sąsiedniej sośnie. A po chwili już obydwa ptaki były na gnieździe). Takie dwie zmiany wart widziałem między 12.00-14.30 6.05.2003 r. W drugim przypadku któryś z myszołowów tuż po zmianie wart odezwał się swoim przeciągłym hijee! Parę dni wcześniej /04.05./ dokładnie o 12.30 myszak wyleciał z gniazda również nisko i w las i z lewej krawędzi gniazda /nie wiem czy to ma znaczenie/. Przez 10 minut gniazdo było opuszczone (wykluczam dwa ptaki równocześnie w jednym zniesieniu). O 12.40 myszołów pojawił się z lewej strony gniazda i usiadł na gałęzi sąsiedniej sosny, trochę poniżej zniesienia. Po 30-60 sekundach przefrunął na gniazdo i od razu zniknął w środku. Z pozoru wyglądało to na „rozprostowanie kości”, ale kto ma pewność, że wyleciała np. ona i ona też wróciła, a nie: on /wszak myszaki są do siebie podobne a odległość obserwacji, to ładne kilkadziesiąt metrów/. A oto raport z lęgu 2003:

I.

  1. 28.05 – z gniazda wyłoniła się mała, biała kulka. Tak, tak to był długo przez mnie oczekiwany pisklak ! Pojawił się na chwilkę, poprawił puszek a potem z powrotem zniknął w środku gniazda. Po paru dniach 7.06 dostrzegłem u pisklaka ciemną pręgę przy oczach, no i był mniej więcej ze dwa razy większy niż 28.05, gdy zobaczyłem go po raz pierwszy /co oczywiście nie znaczy, że tego dnia się wykluł, bo to zdarzyło się raczej przynajmniej parę dni temu/.

  2. 19.06. – pisklak przemienił się w młodego myszołowa. Widziałem wyraźnie pierwsze w jego życiu brązowe lotki na rozwiniętych już skrzydłach, choć głowę miał jeszcze okrytą szarobiałym puchem. Na jej wierzchu przebijał już ciemny „placek”. Oczy otaczały tak jak poprzednio ciemne opaski. Spód ciała jasny, ale nie wiem czy był to puch czy może już pióra pokrywowe. Na szyi zaciskał się jakby ciemny pierścień. Wyrósł na ptaka około połowę mniejszego od starego myszołowa. Tego dnia po raz pierwszy widziałem, jak uczył się latać! Otóż stanął na gnieździe rozpostarł skrzydła i podskakując zaczął nimi silnie trzepotać. Latania z tego nie było, zdecydowanie bardziej podskakiwanie, no może z króciutkim zawisem w powietrzu. Nadleciały sikory a zaciekawiony podlot obserwował je z zaciekłością ornitologa. Na jedną z nich spojrzał przekrzywiając głowę, jak to zwykły czynić ptaki, by przerzucić obraz na bardziej czułą, górną część siatkówki. Zdarzyło mu się też wystawić kuperek nad gniazdo i wystrzyknąć poza nie długą, białą strużkę kału.

  3. 27.06 – i znów mała zmiana wyglądu. Podlot nie ma już puchu na głowie /a myślę, że i na cały ciele/. Za to nad oczami i dziobem pojawiły się białe, podłużne plamy /teraz wiem, że to były resztki puchu o czym przekonałem się rok poźniej/ Na szyi zaś, i chyba częściowo piersi, zarysowały się ciemne kreski od góry do dołu. Spód ciała nadal jasny, dziób to właściwie jeszcze mały dziobek a pod skrzydłem jeszcze słabiutko podkreślona, a charakterystyczna dla dorosłego myszołowa, pręga. Tego dnia wyszedł na gniazdo i nie wiem czy za mocno zawiało albo co innego, bo nagle podlot rozłożył skrzydła, zadarł je w górę i lekko ugiął w stawie nadgarstkowym tak, że przybrały kształt litery „Z” czy „S”. A teraz przeszedł po gnieździe z tak ułożonymi skrzydłami, jakby dla utrzymania równowagi i nieco kiwając się na boki. Niedługo potem znów zademonstrował naukę latania jak w opisie wyżej. Jak na ptaka przystało zajmował się również kosmetyką upierzenia. Na przykład ujął lotkę w dziób i przeciągnął nim wzdłuż pióra od dutki do stosiny. Lubił tez posiedzieć sobie na gałęzi obok gniazda. A kiedy stracił równowagę /tak to wyglądało/, to rozpostarł skrzydła i znieruchomiał tak na kilkanaście sekund, przypominając wówczas orzełka na narodowej fladze.

  4. 6.07 - nad oczami podlota zniknęły jasne plamy, albo są one słabo widoczne. Głowa jest więc już brązowa. I to był ten dzień na który długo czekałem .... A zaczęło się niewinnie. Młody siedział sobie z godzinkę na szczycie jakiegoś konara / raczej tego podtrzymującego gniazdo/, ale już poza obrębem zniesienia o mniej więcej metr. Kiedy mu się znudziło, to spokojnie sobie przefrunął z gałęzi na gniazdo! Ale to nie był koniec rewelacji na dziś. Jakiś czas potem znów go dostrzegłem na tym konarze i nagle .... przeleciał na sąsiednią sosnę! A więc już na dobre obrósł w piórka. Niedługo później na gnieździe zjawił się stary myszołów. Wtenczas podlot spróbował wylądować obok swego opiekuna, ale miał widocznie jeszcze za mało wprawy w siadaniu na „obciętej” przestrzeni, bo mocno zatrzepotał skrzydłami ale nie uczepił się gniazda tylko wylądował 2-3 metry poniżej niego na gałęzi tej samej sosny. Zupełnie jak niedoświadczony pilot myśliwca na lotniskowcu. Opiekun szybko oddalił się nawołując jeszcze przez chwilę a młody tymczasem bez żadnego żałosnego kwilenia w strugach deszczu rozczesywał swoje piórka. Bez obaw o jego dalszy los wróciłem do domu. Na marginesie dodam, że gdy obydwa ptaki znalazły się na moment „łeb w łeb” to stary myszołów był jeszcze większy od podlota tak na oko o 1/4.

  5. 16.07 - po tygodniu przerwy wróciłem pod gniazdo a tam cisza i spokój. Nic się nie odzywa ani nie rusza. Obszedłem cały teren, znalazłem ze dwie lotki, a gniazdo na pewno puściutkie! Kiedy już chciałem odejść, to wtenczas usłyszałem dość natarczywe nawoływanie myszołowa, ale dobiegające z sąsiedniego lasu po drugiej stronie ścieżki jakieś 150 metrów od gniazda. I tam go spotkałem! Piszę „jego”, bo właśnie po tym częstym nawoływaniu domyśliłem się, że to jest „mój” młody. Wszak podloty po opuszczenia gniazda jeszcze przez pewien czas są dość głośne i często się odzywają w okolicy zniesienia, a innego gniazda w pobliżu nie zauważyłem. Tak więc patrzę w las a młody myszaczek siedzi sobie niewysoko na sosnowej gałązce. No to ja na kolana i jak pies „na czterech” wolniutko podchodzę pod drzewo na jakieś 25 – 30 metrów! Tutaj wygodnie oparłszy się o pień sosny pogapiłem się przez lornetkę na podlota. Nie często można mieć okazję być tak blisko drapieżnego ptaka! I tu powtarza się historia sprzed roku – młokos znów dopuścił mnie bliżej siebie niż stary ptak. Obserwując go pobieżnie przez tych parę minut nie dostrzegłem, żeby w jakiś szczególny sposób różnił się od swojego opiekuna. W moim odczuciu wyglądał tak samo /albo prawie tak samo/ jak dorosły drapieżnik. Nawet dziób zyskał zakrzywiony, drapieżny wygląd. W słońcu przebijała żółtawa woskówka a jego oczy z tej odległości i w cieniu lasu wydawały się czarne jak węgiel . Potem gdzieś sobie odleciał.


! – w bliskich okolicach gniazda przebywa myszołów, który dość często i wyraźnie nawołuje a więc, jak uczą doświadczenia innych, jest to raczej na pewno „mój” drapieżnik obserwowany wcześniej w gnieździe. Od wylotu z gniazda / tydzień albo ok. dwóch/ jeszcze przebywa dość blisko gniazda!

PODSUMOWUJĄC pkt. I: - znów tylko jeden młody myszołów jak w zeszłym sezonie lęgowym; - tegoroczny lęg był wyraźnie opóźniony do zeszłorocznego. Notatka z 5.06.02 r.- młody myszołów jest cały brązowy, zapis w zeszycie z 4.06.03 r.- pisklak jest jeszcze biały / puch/ . 25.06.02 r.- młodego po raz pierwszy nie ma w gnieździe. 6.07.03 r.- dopiero tego dnia notuję, że młody po raz pierwszy wyleciał z gniazda /na sąsiednią sosnę jak w pkt. 1/. Wniosek: myślę, że od tygodnia do dwóch opóźnienia w założenia lęgu albo o tyle dłuższe wysiadywanie. Ale to jest moje prywatne zdanie.

- stary myszołów nadlatywał wielokrotnie na gniazdo z lasu, najczęściej skrajem lasu!. Pomimo, że pomiędzy ścieżką a lasem znajduje się uprawa leśna a więc otwarta przestrzeń, to jednak nie wybierał drogi nad uprawą /poza jednym czy dwoma przypadkami obserwowanymi przeze mnie/. Oczywiście nie wiem jak się zachowywał w czasie przylotu, kiedy mnie tam nie było. Czysty przypadek czy reguła? Jak na mój nos, to raczej kamuflaż dla ochrony gniazda. Drzewa utrudniają zauważenie nadlatującego ptaka. O tym niejednokrotnie sam się przekonałem, gdy spostrzegłem go dopiero w ostatniej chwili, kiedy już lądował na gnieździe i to właśnie z powodu drzew.
- niekiedy siadał nie na gnieździe, lecz na innej sośnie, np. kilka metrów od gniazda i tylko rozglądał się czuwając pewnie nad bezpieczeństwem pisklaka /raz obserwowałem go tak przez ok. 20 minut zanim odszedłem/. Zdarzało się też, że zatrzymywał się w odległości kilkudziesięciu metrów od gniazda.
- od momentu pojawienia się pisklaka w gnieździe nie widziałem nigdy dwóch starych myszołowów jednocześnie na gnieździe.

II.

Kilka notek z lęgu zeszłorocznego, które mogą uzupełnić powyższy opis:

a) karmienie młodego. Stary myszak nadleciał niespodziewanie na zniesienie przynosząc prawdopodobnie jakiegoś gryzonia /widziałem odnóża, co by pasowało do jego menu/. Stanął sobie na krawędzi gniazda, a kiedy zdobycz znalazła się u stóp młokosa, ten zaczął ją poszturchiwać dziobem /szczegółów nie widziałem, bo obserwowałem od dołu/. Po kilkudziesięciu sekundach opiekun jakby zniecierpliwiony guzdralstwem swojego potomka, chwycił gryzonia (?) w dziób i wskoczył do środka gniazda. Młody podążył jego śladem i reszty można się już tylko domyślać. Niedługo potem stary myszołów bezszelestnie odleciał a młody znów pojawił się na krawędzi gniazda.

b) po raz pierwszy opuszczone gniazdo przez młodego zauważyłem 25.06, a więc wcześniej niż w 2003 r., jak już wspomniałem. Tego samego dnia, w strugach deszczu (choć nie była to ulewa) byłem świadkiem zjawiska, które nazwałem nauką latania, tym razem w towarzystwie swego opiekuna. Chociaż to tylko moje osobiste wrażenie. A było to tak: niedaleko gniazda słyszałem nawoływanie któregoś z myszołowów. Wtenczas zobaczyłem, że na sośnie siedzi jeden z nich, a drugi parę drzew dalej i głośno nawołuje. Wreszcie, ten w domyśle młody, nie wytrzymuje i przelatuje na tę samą gałąź, którą zajmuje jego opiekun. I wówczas stary robi z młodego przysłowiowego „balona”, bo natychmiast odlatuje na inną sosnę. A młody zostaje sam płacząc żałośnie. Po jakimś czasie znów decyduje się na przelot, żeby dołączyć do starego myszołowa. Wyglądało to na zwykłe „podpuszczanie” młokosa przez doświadczonego ptaka, żeby zmusić tego pierwszego do latania.

c) po opuszczeniu gniazda młody myszołów swoim zwyczajem długo i głośno nawoływał w okolicy zniesienia, a także pozwalał podejść blisko do siebie i sfilmować się. Na taką odległość – ok. 30m – żaden szanujący się stary myszak by mnie nie dopuścił.

GNIAZDO 2004r. – oko w oko z myszołowem

Kiedy na początku kwietnia po raz pierwszy postanowiłem odwiedzić zeszłoroczne gniazdo spotkała mnie przykra niespodzianka. Zostało wycięte wraz z pasem drzew szer. ok. 50 m i już chciałem przekląć całą brać leśników, kiedy blisko skraju zrębu dostrzegłem inne gniazdo. Jak się później okazało zajął je znów myszołów! (co za fart). Nowe gniazdo było bardzo podobne do tego ściętego: położone mniej więcej na tej samej wysokości ok. 10-15 metrów przy pniu, pod koroną sosny rosnącej prawie na skraju lasu graniczącym teraz nie bezpośrednio z uprawą leśną (a właściwie już młodnikiem), lecz ze zrębem. Mniej więcej koliste o średn. ok. 1 m osadzone głównie na jednym rozwidlonym konarze (nie szczególnie grubym) i zbudowane z cieńszych gałązek.
I tym razem, jak w zeszłym roku raz zaobserwowałem „zmianę wart”, kiedy to jeden drapieżnik nadlatywał na gniazdo odzywając się płaczliwie, a drugi (ten wysiadujący) uniósł głowę. Gdy tylko zmiennik wylądował, to jego partner od razu poderwał się do lotu. To było jeszcze w kwietniu. A 24 maja spotkała mnie miła niespodzianka: w gnieździe zobaczyłem 2 bialutkie pisklaki!! (jednego z nich spostrzegłem już 17 maja). Po ostatnio obserwowanych lęgach przez dwa lata z rzędu z tylko jednym młodym, wreszcie dwójka maluchów…Tego dnia ustawiły się naprzeciw siebie, jak bokserzy przed walką i tak przez chwilkę bujały się razem z gniazdem. Rosły szybko i już pod koniec miesiąca były zdecydowanie większe z wyraźniej wykształtowanymi skrzydełkami, ale jeszcze bez lotek. Lotki zapewne pojawiły się u nich w drugim tygodniu czerwca, kiedy to skrzydła przybrały barwę brązową, choć na głowie miały jeszcze szarobiały puch. W tym czasie (2-3 tydzień czerwca) przynajmniej jeden z nich zaczął pierwsze nauki latania polegające na długich wymachach skrzydeł, a także króciutkim podlatywaniu tylko troszkę w górę (np. 20.VI).
Młode myszołowy w czasie, kiedy je obserwowałem zachowywały się zgodnie. Nie zauważyłem żadnego szczególnie agresywnego zachowania się jednego względem drugiego. Przejawiały też zamiłowanie do porządku. Długie, białe strużki kału wystrzykiwały daleko poza obręb gniazda. Od pewnego czasu widywałem je same w gnieździe, a jeszcze w maju jeden ze starych ptaków ogrzewał młodziaki własnym ciałem (tutaj jednak muszę zaznaczyć, ze nie prowadziłem obserwacji przy naprawdę chłodnej, deszczowej pogodzie, kiedy to puch – szczególnie ten pierwszy - nie stanowiłby dostatecznej ochrony przed wilgocią i pewnie jeden z rodziców musiałby znów osłaniać młode drapieżniki).

Gdyby to była książka, ten rozdział nazwałbym właśnie „zaginiony w akcji”. Słoneczna niedziela 20.06. godziny przedpołudniowe. Spoglądam na gniazdo i … widzę tylko jednego młodego. Zaskoczony sytuacją podchodzę do zrębu, nieco bliżej gniazda. Długo nie szukałem… przycupnął sobie na ściętym pniu sosny na środku zrębu. Młody myszołów był blisko, najwyżej dwadzieścia parę metrów ode mnie. Po paru minutach zszedł z pieńka, ale zaraz zatrzymał się. Tymczasem na gnieździe podlot natarczywie się odzywał, ale nie było to jeszcze klasyczne „hijee”, bardziej popiskiwanie. Wtórował mu od czasu do czasu ten pechowiec na dole. Obawiałem się, ze może ma uszkodzone skrzydło i dlatego zdecydowałem się zrobić coś, na co nie zdobyłbym się gdyby sytuacja nie była wyjątkowa.
Podszedłem do młodego myszołowa na wyciągnięcie ręki! Nie uciekał, nawet nie cofnął się o krok. Tylko nieznacznie pochylił się i nastroszył pióra na grzbiecie, być może były to uniesione lotki. Przyjął więc pozę przyczajonego kota (tzw. koci grzbiet). Teraz przyjrzałem mu się dokładnie: był jeszcze o połowę, czy o 1/3 mniejszy od starego drapieżnika. Cały brązowiutki z rozjaśnieniami na brzuchu, piersi i szyi. Po puchu pozostały już tylko ślady nad dziobem i wokół oczu. Ciemny dziobek miał malutki (choć oczywiście zakrzywiony), nie tak okazały jak u zbliżonego „wiekiem” np. orlika krzykliwego. Woskówka żółta, oczy brązowe – tak charakterystyczne dla myszołowa. Raz, czy dwa zamknął na moment dolną, niebieskawą powiekę lewego oka.
Skrzydła nie wyglądały na uszkodzone. Nie odstawały jakoś dziwnie, nie ciągnął ich po ziemi, wreszcie nie zauważyłem śladów krwi. W takim razie pozostał mi szybki odwrót. Oczywiście po drodze do domu zastanawiałem się, co mogło się wydarzyć na gnieździe? Otóż jest bardzo prawdopodobne, że młody wyleciał w czasie pierwszych samodzielnych prób podlatywania, kiedy to wprawy jak i przestrzeni na gnieździe jeszcze mało. A więc ten niefartowny podlot został skazany przez los na zagładę? Wcale nie, znany jest np. przypadek zrzuconego na ziemię (chyba przez wiatr) zniesienia razem z młodym orlikiem. I został on wykarmiony przez stare ptaki.
Cóż robić? W grę wchodziła akcja z drabiną, ale po pierwsze leśniczy nie był specjalnie zainteresowany jakąś interwencją (wszak myszołów to nie orzeł), a po drugie przy wkładaniu jednego młodego do gniazda drugi ze strachu może wyskoczyć. Nie mogłem więc nic zrobić, tylko kontrolować sytuację. Parę dni później niestety nie spotkałem już pechowego podlota w pobliżu gniazda. I tak zostało do końca, czyli do czasu, kiedy drugi młody myszak dla odmiany szczęśliwie opuścił gniazdo. Wychodzi na to, że jednak biedak nie przeżył. Mógł zostać zaatakowany przez jakiegoś naziemnego drapieżnika, albo zabrany przez zbieraczy chrustu, którzy dość często kręcili się po zrębie. Może sprzedali go fachowcowi od preparowania ptaków? (to moja wersja). Osobiście wolę wierzyć w drapieżnika….

A wracając do młodego z gniazda, to opuścił je pod koniec czerwca. Siedział wówczas na konarze rosnącym ok. 1 m nad gniazdem. Często stał na jednej nodze chowając drugą w piórach na brzuchu, co jest uzasadnione tym, że przez nieopierzone skoki ptak traci dość dużo ciepła, dlatego niekiedy stara się wystawiać na zewnątrz tylko jedną nogę. Na szyi i piersi tworzył się coraz wyraźniej brązowy „kaptur” o kształcie podkowy, jak u starego ptaka. U tego podlota przypominał jeszcze ciemne kreseczki biegnące od szyi do piersi. W pewnej chwili odprowadził wzrokiem rodzinkę kruków (chyba 5 ich naliczyłem), które hałasując przeleciały nad nim, ale raczej pozostał dla nich niewidoczny. Potem wskoczył /wleciał?/ z powrotem do gniazda.
1 lipca podlot siedział już na innym drzewie, ale bliziutko gniazda. Nie zauważyłem jakiś szczególnych zmian w wyglądzie. Z ciekawostek mogę dodać, że końcówki sterówek miał jeszcze jasne. Tak jak parę dni temu czasami wspierał się tylko na jednej nodze. Kiedy zmieniał pozycję, to na moment dla balansu rozłożył skrzydła. Na początku odzywał się, później zaś zamilkł. Przechodził więc etap tzw. ”gałęziakowania”. Dwa dni później młodego spotkałem już na zrębie, niedaleko gniazda które było teraz puste. Odzywał się wpierw dość piskliwie, w końcu jednak jego głos przeszedł w płaczliwe hijee. Uciekł widząc mnie z odległości ok. 50 m. Utknął pod jakimś drzewem na skraju lasu, skąd przegoniły go dwie sójki. Były tak natarczywe, że jeszcze dwa razy go przepędzały z tej okolicy, aż schował się przed nimi w młodniku (czy jeszcze uprawie). Potem go już nie znalazłem.

Pod gniazdo przyjeżdżałem jeszcze ze dwa razy. Młodego widywałem zawsze blisko gniazda. Ostatnim razem stał sobie na ściętym pniu sosny na zrębie jak jego nieszczęsny krewniak zaginiony bez wieści. Niestety nie miałem farta zaobserwować karmienia podlota przez starego myszołowa, czego również nie udało mi się dokładniej zobaczyć na gnieździe. Ale tam już nie z braku szczęścia, tylko z powodu dość odległego punktu obserwacyjnego położonego na ziemi ok. 150 m od zniesienia. W takiej sytuacji, bez użycia np. specjalistycznych kamer zawczasu umieszczonych tuż przy gnieździe, wiele rzeczy pozostaje jeszcze dla mnie tajemnicą…. I to jest właśnie wyzwanie!]
ochrona myszołów jest najliczniejszym skrzydlatym drapieżnikiem w kraju, ok. 35-45 tysięcy par w Polsce (dane Komitetu Ochrony Orłów, biuletyn nr 12 2002 r.) Nie należy do drapoli "strefowych", tzn. że nie posiada stref ochronnych przy gnieździe. Jedną z najważniejszych rzeczy jest zachowanie naturalnych łowisk z czym nie ma problemu, bo w czasach karczowania lasów i rozwoju rolncitwa warunków mu sprzyjających nie brakuje.
jaja 2 – 4 różnobiegunowe jaja wielkości 57x47 mm o bardzo dużej zmienności ubarwienia: białe, białozielonkawe lub rdzawe w brązowordzawe, brunatne czy bladoróżowe plamki. Myszołowy wysiadują od pierwszego jaja (Gotzman, Jabłoński).
uwagi obserwowane przeze mnie praktycznie przez cały rok (zimą przy zamku dybowskim). Możliwe, ze w międzyczasie następują jakieś rotacje: jedne odlatują a pojawiają się zimujące.
biologia [ z własnych obserwacji - Mariusz Tkacz

... myszołów ma w zwyczaju często i wytrwale krążyć, błotniak choć podobny do niego w locie ze względu na ułożenie skrzydeł, raczej częściej przelatuje nisko nad łąką trochę chwiejnym lotem. Myszołów spłoszony, np. z drzewa, z reguły zatoczy chociaż kilka symbolicznych kółek nad naszymi głowami a potem odleci klasycznie, bądź z rzadka przerywając kołowanie wzniesienie się po spirali bardzo wysoko. Ostatnio widziałem dwa, czy trzy krążące myszaki nad zrębem, wolno niemal majestatycznie jak orły, a jeden z nich nagle złożył skrzydła i jak „sztukas” /niemiecki bombowiec nurkujący JU-87 z czasów wojny/ zapikował w dół. Trudno mi określić pod jakim kątem nurkował, bo leżałem pod drzewem, ale było to dość szybkie opadanie. Takie pikowanie widziałem już parę razy i myślę, że mógł to być element toków polegający przecież na powietrznych akrobacjach.

Myszołów najczęściej poluje w sposób podobny do pustułki. Jest to atak z powietrza. Jeden z takich ataków sfilmowałem i opiszę go właśnie w oparciu o materiał video (poniżej pierwszy w kolejności).
  1. W tym polowaniu wyróżniłem kilka sekwencji:
    A – zawis. W pierwszym etapie myszołów okrążał teren lotniska powyżej koron sosen, aż wreszcie znieruchomiał w powietrzu z rozłożonymi skrzydłami i sterówkami. Dłuższą chwilę wisiał na „sztywnych” skrzydłach nad łowiskiem. To znaczy, że zawis wykonał bez poruszania nimi, podobnie jak orlik krzykliwy. Według moich obserwacji tak zdarza się rzadziej, bo z reguły myszołów wypatrując zdobyczy wyraźnie trzepoce skrzydłami w miejscu. Przeglądając kasetę słyszałem wyraźne podmuchy wiatru co pewnie miało wpływ na wybór takiej techniki zawisu.
    B – pikowanie. Po tym „sztywnym” zawisie drapieżny ptak ugiął skrzydła i wpierw dość spokojnie sunął w dół (co na taśmie było fajnie widać np. po przesuwającej się w górze chmurce). Tuż nad wierzchołkami sosen wyrzucił skoki i od tego momentu jego atak jakby nabrał drapieżności: był bardziej zdecydowany i szybszy.
    C – atak. Polowanie myszołowa zakończyło gwałtowne uderzenie na ziemię i pewnie na ofiarę. Dla ścisłości dodam, że tą ziemią była tutaj konkretnie trawiasta płyta sportowego lotniska. Moment samego stłamszenia zdobyczy (najczęściej gryzonia) był dla mnie jak i dla kamery niewidoczny. Gryzonie są małe, a trawa wcale nie przystrzyżona jak na polu golfowym. Dlatego nie potrafiłem ocenić skuteczności ataku, po którym myszołów prawie natychmiast poderwał się do lotu.

    - raz myszołów wisiał w powietrzu dość długo, bo kilkadziesiąt sekund.

    - u myszołowa podobnie jak u orlika krzykliwego zaobserwowałem nagłą zmianę zachowań łowieckich na terytorialne. Otóż myszołów okrążał dość wysoko łąkę (tym razem zdecydowanie powyżej wierzchołków drzew). Oczywiście zawisał na chwilkę od czasu do czasu, jak to ma w zwyczaju łowieckim. Ale zamiast zaatakować zupełnie nieoczekiwanie zaczął pięknie tokować! Najpierw ostro pikował w dół ze złożonymi skrzydłami, jak drugowojenny bombowiec nurkujący „sztukas” w czasie ataku - a potem podrywał się w górę, kiedy to pod jego rozłożonymi skrzydłami uwidaczniały się kontrastowe brązowo-jasne plamy… Na marginesie dodam, że drapieżniki tokują nie tylko dla „popisu” przed samicą, lecz również po to by przypomnieć rywalom czyj to teren. Sądząc po terminie mojej obserwacji (czerwiec) było to właśnie zachowanie terytorialne (zdobywanie samicy o tej porze roku myszołowy mają już dawno za sobą).
  2. czasami zdarzało się mi obserwować myszołowa nisko przelatującego nad polami . Taki lot patrolowy na bardzo małym pułapie jest podobny do charakterystycznego niziutkiego ślizgu bielika nad rzeką. Sądzę, ze jest to również jedna z jego łowieckich metod.
  3. polowanie na piechotę – jechałem sobie nadwiślańskim wałem przeciwpowodziowym. Patrzę, a tu na polu myszołów szarpie zdobycz. Szczegółów nie widziałem, ale trzymał ją szponami i rozpruwał dziobem. Wyraźnie odrywał jakieś kawałki mięsa (?). Co rusz dyskretnie rozglądał się. Potem nagle przeleciał niziutko nad polem (pod skrzydłami teraz uwidoczniły się „kontrasty”). Zatrzymał się przed nisko rosnącymi polnymi roślinkami. Teraz wszedł w to zielsko pieszo, dość energicznie. Po chwili wyleciał stamtąd ze zdobyczą!! Małego „gryzonia” (?) ściskał w szponach prawego skoku. Podleciał z nim niedaleko i wylądował na polu. Tu w ruch poszedł dziób i wkrótce było już po lunchu. Dodam tylko, że ofiara nietypowych łowów myszołowa była niewielkich rozmiarów, może nornik?
    A ja zdumiony oparłem się o rower. Nieprzypadkowo użyłem słowa: nietypowe. Myszołów przecież nie słynie z polowania na piechotę, co raczej skojarzyło mi się z orlikiem krzykliwym.
  4. wypatruje zdobyczy z krążenia co jest wręcz jego wizytówką, o czym już wspomniałem. Może tak wznieść się bardzo wysoko co daje mu oczywiście duże pole widzenia, ale nie tylko…Jest to też sposób na przemieszczanie się, o czym będzie jeszcze mowa poniżej.
  5. lubi długo czatować (na drzewach min. śródpolnych albo obrzeżach lasu, palikach od ogrodzenia lub wprost na ziemi) i trudno go wówczas zauważyć. Ostatnio jednak przyłapałem drania jak wprost z drzewa zeskoczył na ziemię , a właściwie sfrunął na orne pole. Nie zabawił tam jednak długo, bo po chwili znikał już pomiędzy drzewami. Niestety nie wiem czy ze zdobyczą.
  6. bywa, że ze złowioną zdobyczą krąży i … skubie ją w powietrzu! Opuszcza wówczas szpony w których trzyma ofiarę swego ataku, głowę wyraźnie pochyla w dół i dziobem zapewne odrywa kęs.
A gdzie go można spotkać? Najprościej powiedzieć – na wszelkich polanach, polach uprawnych, nadrzecznych łąkach, śródleśnych uprawach, zrębach i sportowych lotniskach. I właśnie na takim lotnisku w Toruniu obserwuję go najczęściej (a także na nadwiślańskich polach przy ruinach zamku). To lotnisko jest otoczone z dwóch stron krzakami z mniejszą liczbą drzew, a z dwóch pozostałych konkretnym lasem. I właśnie tych skrajów lasu trzyma się najczęściej.
  1. lubi też przesiadywać na drzewach przy leśnych ścieżkach (na takiej to ścieżce spotkałem go po raz pierwszy), a także drzewach śródpolnych.
  2. kilka razy spotkałem myszołowa wprost na ziemi. Raz jadąc na rowerze przepłoszyłem go z leśnej, ubitej drogi! Innym razem na lotnisku zdążyłem dostrzec, jak podrywa się z trawy tuż koło płotu odgradzającego ponoć dziki od płyty lotniska. I jeszcze jeden przykład: wracając znad jeziora Bachotek na poj. Brodnickim, tuż przy asfaltowej, śródleśnej drodze blisko głównej szosy spotkałem myszołowa. Zerwał się z ziemi w odległości ok. 20 metrów ode mnie.
  3. czatującego myszaka nakryłem też w innych okolicznościach niż zwykle, przy leśnym strumyku. Tutaj uciekł będąc prawie w zasięgu ręki i dopuszczając mnie wcześniej na odległość bez przesady 3 - 5 metrów! To było moje najbliższe spotkanie z drapieżnym ptakiem na wolności! Leciał nisko wzdłuż strumyka a potem w las. Parę dni później jechałem tam na rowerze i spłoszył się już z ok. 50 m. (tu raczej zły wpływ miał czerwony kolor roweru a ponoć zwierzyna leśna źle reaguje na jaskrawe kolory, szczególnie zaś czerwień). Z kolei wcześniej znalazłem tam sterówkę myszołowa. Nie wygląda to więc na przypadkowe spotkania. Na co czatował nad strumykiem? Na żaby a może właśnie padalce? ( bo tam je widziałem)
  4. myszołów nie gardzi też punktami obserwacyjnymi zbudowanymi przez człowieka, jak już wspomniałem. Tutaj powołam się znów na lotnisko. Zdarzyło mi się dwa razy z rzędu nieopatrznie przepłoszyć go z drewnianego palika przytrzymującego siatkę ogrodzeniową. Na takim paliku, ale od siatki na leśnej uprawie przegoniłem go również przypadkowo idąc z kamerą.
  5. najbardziej nietypowym miejscem, gdzie spotkałem myszołowa (przynajmniej jak na razie) było … torowisko!. Siedział na szczycie słupa (chyba wysokiego napięcia – widoczne były bezpieczniki). Nie zmieniając pozycji tkwił tam przynajmniej ok. ½ godz. (podejrzewam, że dłużej, ale tyle wynosił czas mojej obserwacji i to „z doskoku”, bo akurat ze znajomymi oglądaliśmy kanie czarne ze wzgórza). Kiedy pod nim śmignął jakiś pospieszny, to tylko poruszył się jakby trochę zaniepokojony. Nie odleciał…. ktoś z nas zażartował, że liczy wagony. Przypadek, że tam siedział? Możliwe…. chociaż na torach ginie wiele zwierzaków, a jaki szanujący się drapol pogardzi padlinką?
  6. zimą wracając z obserwacji bielika przejeżdżałem akurat przez most. Mijam właśnie niewielki kolektor ścieków przy tzw. martwej Wisełce opływającej Kępę Bazarową i co widzę? A tu na konarze blisko tego kolektora siedzi sobie myszołów i obserwuje baraszkujące przy kolektorze krzyżówki. Poznałem go bez wyciągania lornetki. Jego biaława plama na piersi w kształcie rogala była bardzo charakterystyczna. Zresztą, jak tylko sięgnąłem do plecaka po lornetkę, to drapieżnik uciekł.


    Na wspólnych terenach łowieckich dzielonych z innymi skrzydlatymi dochodzi do „konfliktów terytorialnych”.
  1. pewnego razu myszołów przelatywał sobie spokojnie nad polem a tuż za nim pojawiła się pustułka. No więc ta pustułka jakby uwzięła się na myszaka, bo w locie nie odstępowała go na krok. Nagle nabrała wysokości i runęła na kark czy grzbiet biednego myszołowa. A ten opadł w dół, na chwilę stracił rytm lotu a potem spokojnie odfrunął na śródpolne drzewo. Pustułka zostawiła swojego konkurenta od myszy w spokoju. Dodam tylko, że te nadwiślańskie łąki są terenem łowieckim pustułki i myszołowa, które łatwo tam spotkać.
  2. okolice jeziora Ciche znów na poj. Brodnickim – trzy sylwetki ptaków: dwa czarne z klinowatym ogonem, to kruki, i jeden kołujący z zadartymi skrzydłami, ale krępy, czyli myszołów. Patrzyłem przypadkowo bez lornetki i upewniłem się, kiedy kruki zaczęły krakać (zdecydowanie nie skrzeczeć jak wrona), a myszołów odezwał swoim płaczliwym przeciągłym głosem. I nagle kruki pogoniły myszołowa, który ratował się nagłymi zwrotami odbijając ostatecznie wyżej w górę. Nie trwało to długo.
  3. ale bywa i tak, że myszołów jest górą. Kiedyś na przeoranym polu obserwowałem dwa kruki (myślę, że parę). Rozdzieliły się: jeden coś wygrzebywał z gleby, drugi stał na polu trochę bliżej śródpolnych drzew. Wtem jak duch pojawił się myszak w odmianie jasnej ( w porównaniu z klasycznym myszołowem miał głowę rozjaśnioną po bokach, na piersi tez dużo bieli, spód skrzydeł prawie całkowicie biały z małymi, ciemnymi plamami w okolicach nadgarstków zamiast klasycznych kontrastów). Nie wiem skąd się wziął, chyba sfrunął niepostrzeżenie z drzewa. Teraz jakby skulił się, wysunął głowę do przodu jak nacierający buhaj i kiwając się na boki całkiem szybko pognał w kierunku kruka. Ten zaś bez namysłu wziął nogi zapas. W ten sposób myszołów przegnał kruka dwa razy, a raz nawet na chwile podfrunął. Ledwie drapieżny ptak pozbył się czarnego intruza, a zaraz zawrócił i porwał z ziemi szponami prawej nogi jakąś małą zdobycz! Odleciał z nią na drzewo, gdzie straciłem go z oczu. A więc o to mu chodziło … o przypuszczalnie martwego gryzonia, być może wygrzebanego przez kruki.
  4. fascynująco wygląda diabelski taniec myszołowa….otóż kiedyś miałem farta obserwować starcie tego drapieżnika z innym podniebnym drapieżcą (przypuszczam, że krogulcem). Atak nastąpił na dość wysokim pułapie. Trudno określić kto tu była agresorem, a kto obrońcą. Przypuszczalnie działo się to na styku rewirów. Ale do rzeczy… Drapieżne ptaki z pozoru spokojnie płynęły w przestworzach i nagle zaczął się pokaz akrobacji…drapieżniki wykręcały w powietrzu jedną za drugą śrubę wywracając się na chwilę grzbietem do ziemii. Raz w czasie takiej przewrotki zobaczyłem wyraźnie wysunięte szpony myszołowa. Groźnie wymierzone w stronę przeciwnika byłyby skuteczną bronią w razie bezpośredniego kontaktu, ale na szczęście żadnemu z drapieżników nic się nie stało... I stąd się brały te podniebne popisy, z konieczności ustawienia się do drugiego drapieżcy właśnie szponami. Tak bronią się nie tylko myszołowy, analogiczne zachowanie obserwowałem u bielika i orlika krzykliwego. Dodam jeszcze, że w drugiej rundzie myszołów starł się z drapolem tej samej wielkości, przypuszczalnie również myszołowem.
  5. Czekałem sobie nad Wisłą na bielika, a tu pokazał się myszołów. Dobre i to pomyślałem, a za chwilę pojawił się drugi drapieżnik, który okrążył pole również z lekko uniesionymi skrzydłami. Wydawało się wiec, że sprawa jest jasna: dwa myszołowy. A tu pudło! Ten drugi drapol miał odczuwalnie smuklejsze skrzydła i dłuższy ogon. A więc błotniak … przypuszczam, że stawowy. Chyba po raz pierwszy miałem okazję porównać bezpośrednio sylwetki obu drapieżnych ptaków mających w zwyczaju układać skrzydła w literę „v” w czasie krążenia: krępego o nieco orlej sylwetce myszołowa i „szczuplejszego” w swej budowie błotniaka.
    I jak nietrudno się domyśleć doszło między nimi do starcia, bo który drapieżnik lubi ustępować pola? Zaczął się diabelski taniec… seria krótkich „nalotów” na niskim pułapie ze złożonym skrzydłami przeplatana jak ja to określam kołyską, kiedy to drapieżny ptak obracał się w powietrzu szponami do rywala kładąc się jednocześnie grzbietem do ziemi. Raz widziałem wyraźnie wysunięte skoki u myszołowa, ale w normalnej pozycji po ataku lub po odparciu ataku ...
    „Walka” skończyła się bezkrwawo, błotniak przeleciał na drugi brzeg. Ale to jeszcze nie wszystko. Oto niczym duch ukazał się drugi myszołów i … „zatańczył” ze swoim ( ). Drapieżne ptaki nalatywały na siebie, mierzyły w swoim kierunku groźnie szponami wykonując wyżej opisaną kołyskę. Całe to „falowanie i spadanie” przypominało trochę … tokowanie. I było oczywiście również bezkrwawe, zakończone spokojnym przelotem na wschodni brzeg Wisły i zgodnym krążeniem.


Kiedyś wracając do domu wałem przeciwpowodziowym zoczyłem myszołowa rozszarpującego zdobycz na rolniczym polu. Wspomniałem o tym wale, gdyż dzięki temu nasypowi mogłem na całą sytuację popatrzeć z góry. Niewiele mi to jednak pomogło, bo szarpał żarło w miejscu akurat już obsianym i przez to nie mogłem określić, co to za zdobycz? Jednak dzięki podwyższeniu widziałem całkiem nieźle, jak w pewnym momencie wyciągnął dziobem podłużny i jasny kawał ofiary /padliny?/. Przerywał sjestę rozglądając się czujnie. Na koniec odleciał niziutko nad polem. Widocznie trafiłem na końcówkę obiadu (to była pora popołudniowa).
Innym razem wędrowałem akurat w terenie ze znajomymi. Zatrzymaliśmy się przy wielkiej łące. Parę zabudowań w tle. Ktoś namierza przez lornetkę jakiegoś drapola. Za chwilę słyszę, ze nie da rady przez szkło powiększające 10x i muszę rozłożyć statyw pod lunetę 30x50. Dopiero teraz zobaczyłem, że to przecież nasz pospolity myszaczek (z daleka szczególnie odznaczała się jasna podkowa na piersi). Szarpał coś wprost na polu z takim zawzięciem, że ciemne kawałki dosłownie rozpryskiwały się na boki w całkiem sporej odległości od drapieżnika. Staliśmy na małym wzniesieniu co dawało dobre pole widzenia. Długo tam nie zabawiliśmy, bo były jeszcze inne rzeczy do sprawdzenia. Nie wiem więc z czym on tam „walczył” i jak długo.

I kilka ciekawostek z życia myszołowa:
- raz myszołów wmieszał się w stadko jaskółek. Obskoczyły, a raczej obleciały go ze wszystkich stron. Zaskoczony drapieżnik dosłownie robił uniki, żeby się z nimi nie zderzyć. Przynajmniej dwa razy ugiął skrzydło i zakołysał się na boki, jakby przelatywał między gałęziami albo przez oczko w jakiejś wielkiej sieci.
- jak sobie radzą ptaki, które doskonale szybują: jak bocian, żuraw, orzeł czy właśnie myszołów, żeby zminimalizować wysiłek? Wyjaśnię na przykładzie tego ostatniego. Całkiem niedawno myszołów kołował nad ruinami zamku wykorzystując ciepłe prądy wznoszące. Problem polega na tym, ze takie prądy ma on tylko w pewnym określonym obszarze zwanym kominem, który graniczy zwykle z innym obszarem chłodniejszego powietrza z prądami zstępującymi. Dlatego nie może szybować wprost przed siebie, tylko musi wznosić się po obwodzie tego korzystnego komina. Wracając do myszołowa: kiedy już nabrał odpowiedniej wysokości /kilkadziesiąt metrów/, to ugiął skrzydła i zaczął odlatywać w linii prostej malejąc szybko w szkłach mojej lornetki. Teraz na pewno był w zasięgu działania niekorzystnych, chłodniejszych prądów znoszących. I tak zapewne tracąc trochę na wysokości szybował do przodu. Aż do następnego komina z ciepłym powietrzem wznoszącym, czego już nie widziałem. W ten sposób, te ptaki o których wspomniałem wyżej, mogą przesuwać się lotem szybowcowym między korzystnymi kominami nawet na spore odległości, sporadycznie tylko wymachując skrzydłami. Prosta zasada, duże oszczędności energii.
- ostatnio (maj 2005) trafił mi się niezwykły widoczek: niewysoko na niebie krążyły sobie „ramię w ramię” dwa myszołowy – brązowy i jasny, prawie biały „albinos”. Ten „klasyczny” z wyraźnymi kontrastami pod skrzydłami. „Albinos” miał tylko niewielkie plamki, smugi właściwie przy palczastych lotkach. Zdradzało go jednak tak samo krępa, niemal orla sylwetka i wyraźnie zadarte do góry skrzydła, gdy kołował ze swoim ciemnym kompanem. Obydwa drapieżniki były tej samej wielkości. Choć trwało to krótko, to takiej scenki się nie zapomina …

- 18.03.06 r. w okolicach działek położonych nad Wisłą w Toruniu przy parku na ul. Bydgoskiej zaobserwowałem niecodzienne zjawisko. Zobaczyłem na niebie myszołowy … no dobra, a co w tym dziwnego?? Marzec to już czas powrotów z zimowiska, a przecież w tym miejscu widziałem dokładnie miesiąc temu pojedynczego „myszaka”. Tak, ale ja napisałem: myszołowy … i było ich ok. dziesięciu!! Krążyły w luźnej gromadzie wpierw nad rzeką, a potem przeniosły się w okolice parku. Wszystkie miały orle, krępe sylwetki, a u tych kołujących nieco niżej dostrzegłem charakterystyczne kontrasty pod skrzydłami. Krążąc w takiej grupie „przetasowywały się” miejscami.
Uff, choć to pospolite myszołowy, które spotykam najczęściej to trochę mnie przyszpiliło z wrażenia …

PODNIEBNY TANIEC MYSZOŁOWA

Parę dni temu (31.05.03 r.), w słoneczny poranek ok. 10,00 widziałem kołującego wysoko nad gniazdem myszołowa. Nagle złożył skrzydła i jak pocisk zapikował pod pewnym kątem w dół, po to, by za chwilę odbić z rozpędu ku obłokom, zdaje się z lekko rozpostartymi skrzydłami (pewnie dla zwiększenia powierzchni nośnej). W ten sposób dwa, czy trzy razy zakreślił w powietrzu falę. Potem zniknął za wierzchołkami drzew. Takie toki zaobserwowałem jeszcze parę razy.]
piśmiennictwo

Komentarze

Biegacz king_29@wp.pl
24 czerwca 2012

Mam pytanie.Od 5 lat biegam ostatnim czasie miałem przypadek że dwa myszołowy próbowały mnie zaatakować za pierwszym razem coś na próbę nalotu od strony pleców w ostatniej chwili wzbijając się dwukrotnie powtarzając na otwartej przestrzeni gdy w biegłem do lasu na wolnym od konarów drzew tzw. prześwicie dokładnie dwa wielkie myszołowy centralnie zaczęły bombardować nalatując na mnie....podkreślam podczas biegu i nie wiem czy to ma jakieś znaczenie .A dzisiaj ponownie się to stało, na terenie trochę bardziej nie odległym ale również zalesionym po ostatnim incydencje jestem bardziej czujny i ponownie w ostatniej chwili zauważyłem jak szybował w moim kierunku i zawrócił gdy moja twarz skierował się w jego kierunku, szybko zmienił tor lotu ( z tego co zdążyłem się dowiedzieć to ptaki boją się ludzkiej twarzy) potem krążył wydając dzwięki nad drzewem pod którym sie ukryłem.Zacząłem zastanawiac się czy przyczyną może byc koszulka. kolor granatowy z wielkim błękitnym krzyżem na plecach coś na formę przypominającego plecak.Czy to rzeczywiście mogła być to próba ataku ? Bo zaczynam mieć cholernego pietra gdzie relaks zamienił się w cholerny stres.Czy moje obawy mogą być podstawie ? Proszę o odpowiedz będę bardzo wdzięczny !

rafael1247 rafael1247@.tlen.pl
11 marca 2009

witam serdecznie jestem również ja pan zaintrygowany ptakami drapierznymi
może posiada pan linki do kamer zamieszczonych nad ich gniazdami za ich przesłanie byłbym bardzo wdzięczny
pozdrawiam i z dziękuje

Humphrey Humphrey@poczta.onet.pl
24 kwietnia 2008

Ciekawe, że myszołowy bardzo lubią przesiadywać na drzewach przy ruchliwych trasach samochodowych. Może liczą, że przy takiej naturalnych granicach między polami łatwiej znaleźć szukające drogi gryzonie?

ola
11 lipca 2007

Myszołowy wcale nie są takimi wspaniałymi drapieżnikami o czym tu jest napisane bo zdarzyły się przypadki ,że został zagryziony przez kota kiedy to na niego zapolował i w konsekwencji kot spadł z zagryzionym myszołowem na ziemię i uciekł do domu. To nie jest idealny łowca jak pan uważa

mariusz mazurczak m_mazurczak@gazeta.pl
30 września 2004

Z własnych obserwacji:
Rok 2003 myszołów zaczyna budowe gniazda na wysokiej sośnie. Biedak nie wie, że zakłada gniazdo na terenie lęgowym i łowieckim orlika krzykliwego. Po przylocie orlika około 20 kwietnia., zostaje przepędzony.
Rok 2004 myszołów zaczyna budowe gniazda około 2 km od poprzedniego miejsca gdzie zostal przepędzony.
Tym razem orliki nie reagowały i myszołowy odbyły udany lęg /1 młody/ .
Na trasie Osdtróda - Lubawa bardzo często widać siedzące myszołowy na słupach energetycznych lub słupkach ogrodzeniowych. Widziałem jak myszołów smacznie jadł i zbierał resztki po przejechanym lisie.

Nasza oferta | zobacz pełną ofertę

dysponujemy:
  • inwentaryzacją krajoznawczą regionu
wykonujemy:
  • aktualizacje treści turystycznej map, przewodniki
  • oceny oddziaływań na środowisko (Natura 2000)
  • oceny stanu ekologicznego wód (Ramowa Dyrektywa Wodna UE)
  • prace podwodne, poszukiwawcze
prowadzimy:
  • nurkowania zapoznawcze, turystyczne, szkolenia specjalistyczne
statystyki | realizacja : nesta.net.pl